Komentarze: 0
Deszcz, deszczuje deszczem deszczu.
Pada, pada, pada, pada,
Cały czas to samo, tak jak w deszczu.
Nie chce mi się już nic.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 01 | 02 |
03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 |
10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 |
17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 |
24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
Deszcz, deszczuje deszczem deszczu.
Pada, pada, pada, pada,
Cały czas to samo, tak jak w deszczu.
Nie chce mi się już nic.
.jeszcze senniej atonalniej choć płomiennieJ
Z tym że tak.
Zazwyczaj jest albo za poźno, albo za wcześnie.
taki chaos.
A Pratchett napisał "Chaos wygrywa z porządkiem, gdyż jest lepiej zorganizowany"
Czyli "teraz", wystepujące pomiędy tym co za poźno i za wcześnie,
Przegrywa z lepiej zorganizowanym chaosem, czyli sięgając po "daleko idacy wniosek", "teraz" nie istnieje, czy precyzyjniej, nie ma racji racjonalnego bytu.
Czyli ( po raz kolejny) by chodzić z głowa w chmurach trzeba twardo stąpać po ziemi,
tym bardziej że:
Kłopot z życiem polega na tym, że nie ma okazji go przećwiczyć i od razu robi się to na poważnie.
Czyli(już trzeci raz),
Wewnątrz każdego starego człowieka tkwi młody człowiek i dziwi się, co się stało.
I ten człowiek, może powiedzieć, że można wejść drugi raz do tej samej rzeki
Bo ta rzeka, np. Wisła, płynie też przez Kraków!
A to już może być konkretny ( i solidny) punkt wyjścia.
Gdyż
Nie warto uciekać przed nieuniknionym,
gdyż
wcześniej czy później trafia się w miejsce,
gdzie
nieuniknione właśnie przybyło i czeka.
A
Nagrodą
za trud
jest większy trud.
Rzeczywistość
nie zawsze jest tym,
czym się wydaje.
I dlatego uważam,
Ludzie powinni zostawać tam, gdzie się ich postawiło.
Czyli
Człowiek nigdzie naprawdę nie był, póki nie wróci do domu.
W drugiej strofie napiszę, że sam nie rozumiem, ale sam też już nie mam ochoty,
na wszystko.
Przyznam szczerze, że od jakiegoś czasu nie przeszkadza mi
znienawidzona
przezemnie bierność.
Fredro( ten co pisał "Krokodyla?! Tylko tyle?!") pisałał,
chyba w zakończeniu, pewnej swej komedii:
"Niech sie dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba"
Po ludzku: niech se będzie, co będzie, nie chce mi się przejmować.
Wiosna przyszła, Zimą napisałem jedną notkę, a teraz, jeżeli ta sie opublikuje, albo jej nie usuną, będą dwie notki na wiosnę. Szaleństwo jak chuj, co nie?!
Macie, fajny kawałek, jakiś taki wiosenny, choć kojarzący sie z majówką, do której jeszcze trochę, ale też bijący taką trochę, no, "niech se będzie" Przynajmniej teraz tak mi się wydaje.
Wykropkować...
It's not that red
It's not that gold
It is as black as malevitch's square (suits well?)
It is that black
einstu-nde.nbate.sabri.
Chcicałbym, wiedzieć co robić.
Przypomniała mi się polska muzyka, to znaczy, że poza Lao, Riverside i Kultem coś istnieje, com posłuchiwał. Hunter i Coma, na ten przykład, z Janerką.
Z każdym dniem, coraz więcej pytań, bez konkretnej odpowiedzi. Odwieszam mądrość, wyrzucam inteligencję, pozbywam się zachowawczości, zapominam o realizmie, gubię pytanie o sens. Postanowione. Niech będzie tak jak chce, bez kalkulowania i patrzenia chłodnym okiem. Na nowy rok.
Dwa tematy przewodnie dzisiejszej notki są.
Pierwszy, iście śniadaniowy. Mianowicie, jeśli chcecie dostać nagrodę Nobla, albo choć Ig Nobla, to rozwiążcie mój problem z musli. I nie ważne że to, kupione eksperymentalnie, ziarenka z Biedronki. Rozchodzi się o to, iż podczas jedzenia rodzynki opadają na dno, tak samo jak kandyzowane owocki, w postaci jakiegoś mango, czy innej papai. Kończy się to tak, ze na koniec masz mnóstwo słodkiej papki w mleku. Nieprzeciętnie słodkiej. Słodkiej to mało powiedziane. Jedyne na co masz ochotę po śniadaniu, to zwymiotować, by zabić ten megasłodki posmak w ustach. I zrobiłbyś to, gdyby nie to że jesz te musli po to by zapchać czymś ten żołądek, oraz, w mniejszym stopniu, dodać organizmowi jakieś tam substancje odżywcze. A wiadomo, że owa czynność, typowa dla zakończeń alkoholowych libacji, sprawia że jedzenie może być czymś na wzór syzyfowej pracy, przy czym kamień nie stacza się z góry, a prosto z żołądka. Podobno jak masz bulimię, to tak robisz. Czyli, po raz kolejny ratuje świat. Ludzie nie chorują na bulimię od tak, tylko po prostu w dzieciństwie zjedli za dużo musli.
Drugi temat, jest o wiele poważniejszy.
Nie jestem pewien, ale istnieje prawdopodobieństwo że to moja ostatnia notka. Nie jest pewne czy nawet zdążę ją opublikować. Nie wiadomo, czy zdążycie ją przeczytać. Koniec świata nie musi być w 2012. Może nadejść o wiele wcześniej. Nawet zaraz. Dlaczego? Otóż władze Rio de Janeiro zakazały Brazylijczykom( niby innym nacjom też) grać w piłkę nożną na plażach, w tym na słynnej Copacabanie, bo podobno przeszkadza to turystom! Tak, teraz wróć na krzesło, wytrzyj rozlaną herbatę, i pozbieraj zęby, które opuściły twoją szczękę gdy ta z wrażenia przywaliła o podłogę. Możesz wrócić do poprzedniego akapitu, i przeczytać wszystko jeszcze raz, jeśli wydaje Ci się że coś Ci się przewidziało. Już wszystko ok? No to wracając do tematu, Brazylijczycy zabraniają Brazylijczykom grania w piłkę, co gorsza, z powodu narzekania zazdrosnych turystów. To tak jakby zabroniono Włochom robić sportowe auta, bo Niemcy nie umieją robić tak fajnych, Amerykanom zakazano wpierniczania hamburgerów bo Chińczycy uważają że to niezdrowe, a Francuzi przestaliby się poddawać tylko dlatego że Hitlerowcy chcieli by kogoś podbić rozwalając kilka miast, a nie ograniczać się do wejścia na Pola Elizejskie. I nie mówcie że świat nie staje na głowie. A zazdrość jest straszna. Wszyscy zazdrościmy Brazylijczykom ich piłkarzy. Ja też, mimo „zwycięstwa” naszych orłów z Kanadą.
Nie jestem w stanie zagwarantować kolejnej notki, dopóki Brazylijskie władze się nie opamiętają. Jeśli naprawdę straciłeś cześć uzębienia, daj znać, moja mama zna kilku dobrych stomatologów.