Gdy poznaję stolicę coraz lepiej, tym ciekawsza mi sie wydaje. Interesująca. Nie piekna, ale ma w sobie pierwiastek uroku. Ma miejsca przenikania sie duszy technika i filozofa. Ma coś, co chce sie zobaczyć lepiej.
Nawet kilka razy poszedłem, przejechałem dookoła, by zobaczyć raz jeszcze to a to miejsce, czy ten a ten budynek.
Ja sam w sobie jednak, bytowo-filozoficznie, na przekór warszawskim podróżom, robie swoje własne egzystencjalne skróty i ułatwienia. i mam dość. A nadkładanie własnej drogi męczy. Zmeczyło na tyle że straciłem ochote na "dalej", czytaj, "więcej".
"Kryterium porównawcze zbieżnosci całek mówi że ' Nie licz człowieku całki, bo i tak nie policzysz.' ".
Mechanika
"Tarcie macie jak sie wino otwiera. Najpierw jest ciężko, potem lekko idzie, a potem jest to wyczekiwane 'pyk'. No chyba że jabola pijecie, to tego tak nie zamykają, bo tam tyle siarki, ze ona wszystkie te bakterie wypali. Conieco o tym wiem"
Dlatego lubie Mel.
Istnieje kilkaset powodów, jednakowoż, przez które mam go dość.
A co u mnie, stary, nie wiem. wiesz, chciałbym żebyś mnie o to nie pytał, bo z tego co wiem to on sam nie wie co robić. najgorsze jest to, że ma dość tego siedzenie w swej klitce, mimo, bardzo często fajnej atmosfery. po porostu, brak świeżego powietrza, jak i świeżych horyzontów, takich, dla których mógłby wszystko. Narazie widzi tylko nieład, którego ładować mu się nie chce. Nie z lenistwa. Nie wie, czy warto wkładać wysiłek, bo juz nie lubi sie męczyć na próżno. Nie lubi też, męczyć się dla faktu. Chciałby zmęczyć się dla kogoś, dla czyjegoś uznania czy uśmiechu. Meczy się, bo musi, bo nie wie co zrobić.
Generalnie, wypada po prostu napisać taką podsumowującą to wszystko notkę. Co to był za rok.
Rok studniówek, czy matur, nikomu niepotrzebnych, rok początku studiów, nie wiadomo jeszcze, czy pomyślnych.
Storpedowałem
się sam poprzez siebie w tym roku. Niewiele z rzeczy, które poczyniłem,
zrobiłem ze zdrowego rozsądku, tylko raczej z powodu swych ... . Nie
nazwiecie mnie już filozofem z nogami w oceanie, z prądami myśli i
bryzami idei. Gdy idziesz wieczorem, sam, nie wyczuwasz nawet zapachu
blasku księżyca, co ma głębokie znaczenie metaforyczne, jak dla
człowieka któremu przytrafia się popatrzeć w niebo, czy teleskop.
A
tynki popękały przez stłumione ściany, a nocą przez sen się uśmiecham,
wręcz. Nie mam domku na grzbiecie, co sprawia że wiem co to irytujące
przeprowadzki, z miejsca, gdzie jest fajnie, do...
Budujemy
fabryki, opracowując maszyny, my, kretyni którym nienawiść dymi z
dyni ( czasami będę pisało sobie per "on" albo nawet "my" bo nie wiem
ilu mnie w tym roku było). Właściwie to ciężko powiedzieć że
codzienność jest codzienna. Te zwykłe dni często przeradzały sie w
cudowne niezwykłe. Były czymś w rodzaju dnia kiedy Kubuś Puchatek
dostaje dodatkową niezapowiedzianą porcje miodu, albo, gdy Tom złapałby
Jerrego ( oczywiście, nigdy nie złapie, bo Jerry to jest mistrz ;D).
Ech, to tak, gdy Garfield zniczy pająka. Jeśli nie wspomniałbym Imprez
u Romana(muahahaha, widział ktoś lepszą?), Jachtów (celowo przez "J"
wielkie), tych imprez innych, faz, akcji, jazd, odpałów, wizyt z
Poznania i Krakowa, i wieeelkich nosorożców, i "wiem gdzie jestem, ale
nie wiem gdzie jest wszystko dookoła" dekompresacji pokoju, Jengi,
kompresowania Żula aka Marka, siatek koszy i piłek nożnych, łosi i łoo
tutej, pokoju stancjowego, wyśmiewania gorszych ludzi, ehh, co to był
za rok :) A i igrzyska, euro i wspaniały Tour De France, i przestany w
kałuży etap bialski Tour De Pologne, pokazy bialskie i mińskowe. Ino
konwentów nie było, niestety, przez te zawirowania. W sumie, to
spędziłem z wami, drodzy czytelnicy, świetny rok. A w sylwestra
zobaczyłem jak mi was brakuje. Bo brakowało mi nieobecnych, a obecni
pokazali jak fajnie z wami jest, i jak mi będzie was brakowało.
Dobra,
było sporo wydarzeń. ja dzisiaj zastanawiałem siś, co to fajnego w
sporcie było. I wymyśliłem. Możecie tu zobaczyć to co mnie naprawdę w
tym sportowym roku rozwaliło, i może zdaje się to być nudne, warto
zobaczyć do końca, szczególnie koniec pierwszego filmiku, i słowa
Antonio Cuquerelli "Robert, Bravo, Bravissimo" ach. Pamiętam oglądany u
Romana ten wyścig,i to że niemal się wtedy wzruszyłem ;p
I
jeszcze człowiek, który zaskoczył mnie zupełnie swą lekkością w biegu,
i przede wszystkim tym, że zdawał się bić rekordy na wielkim luzie,
gdyby robił to tylko dla samego siebie, bez milioów widzów, jednoczenie
robiąc przed i po biegu niesamowite show.
Sukcesów, w Nowym Roku, i szczęścia, szczęścia, i jeszcze raz szczęścia. bo ci co byli na Titanicu, byli i zdrowi i bogaci ;p
Tu miała byc moja fotka z sylwestra, ale stwierdziłem, ze nie bedę Was straszył :P